„Macierzyństwo - historia prawdziwa czyli za kulisami."
Macierzyństwo to zupełnie nowy dział w życiu kobiety, który już na zawsze odmienia jej życie i odwraca je „do góry nogami". Z mojego doświadczenia mogę stwierdzić, że to naprawdę bezgraniczna i wielka miłość do dziecka czyni macierzyństwo - tak pięknym rozdziałem, niepowtarzalnym, cudownym, ale.... No właśnie to „ale"... Nie chce tutaj wyjść na matkę, która narzeka, marudzi, nie docenia tego co ma. Nie! Nie o to mi chodzi drogie czytelniczki - też mamusie. Chcę po prostu napisać kilka rzeczy, które trochę obalą te „cukierkowe" obrazki i opisy macierzyństwa, pokazane nam przez Internet i prasę. Chcę opowiedzieć jak jest naprawdę, jakie trudne momenty bywają, sytuacje, dylematy. Ja - zwykła matka, która na co dzień się z tym boryka. Myślę, że wiele matek, które to będą czytać, doskonale mnie zrozumie i utożsami się z wieloma tymi sytuacjami.
Po pierwsze – chcę poruszyć temat wiedzy o dziecku. Jest mnóstwo książek i artykułów dotyczących wychowania, odżywiania i pielęgnacji niemowląt i dzieci. Mówi się o tym w mediach. Słyszymy porady od doświadczonych mam z naszych rodzin czy znajomych. Tyle tego jest, a jednak gdy zostałam po raz pierwszy matką – po prostu tonęłam w stosie tych wszystkich informacji i nadal nie wiedziałam jak powinnam postąpić w danej sytuacji. Może to wydaje się absurdem, bo mam na „wyciągnięcie ręki" Internet i te różne porady, ale i tak się w tym wszystkim gubiłam. Dodatkowo presja „dobrych rad" ze strony doświadczonych babć, mam i znajomych jeszcze bardziej mnie przytłaczała. Zmęczona, niewyspana, nie myślałam „trzeźwo", ale jednak musiałam podejmować trafne, zgodne z moją matczyną intuicją kroki w wychowaniu swojego maleństwa. Było to bardzo ciężkie, gdyż sytuacje bywały trudne, a każde dziecko jest inne i nie zawsze zadziałał ten sam "złoty środek". Nawał informacji nie pomagał i tak naprawdę tylko ja „sama w sobie" znalazłam w końcu odpowiednie wyjście czy rozwiązanie w danej sytuacji z dzieckiem. Zanim to nastąpiło - bywało naprawdę wiele bijących się myśli w głowie i walki serca z rozumem: „Czy ja postępuję właściwe?" „Czy nie zaszkodzę dziecku?" "Czy mam zrobić to co podpowiada mi serce czy rozum?" Z perspektywy czasu myślę, że czasami warto posłuchać właśnie swojego serca - serca matki. Nie wszystko jest jasne i jednoznaczne na pierwszy rzut oka, a poza tym wiele razy matka musi pokonywać swoje słabości i wątpliwości by pomóc maluszkowi. Często tak miałam...np. dwie różne opinie lekarzy i którą wybrać? Sprzeczne informacje dotyczące odżywiania niemowląt w kilku książkach - która jest najlepsza? Czy po prostu pokonanie swojego lęku przed jazdą autem o dużych gabarytach, żeby tylko szybko dowieźć niemowlę do szpitala, a nie miałam wtedy właśnie nikogo kto by pomógł... Takie sytuacje naprawdę się zdarzały i nadal zdarzają i to wszystkim matkom.
Po drugie - chcę poruszyć kwestię wyglądu i samopoczucia matki. Nie jest gładka, ciągle pachnąca i świecąca jak to jest ogólnie pokazywane w mediach. Nie! Bo nawet gdy znajdę czas na podstawowe czynności higieniczno-pielęgnacyjne, to ciągle mam w głowie swoje dziecko: " Czy podczas gdy biorę prysznic - ono się nie obudzi? " Tak, prysznic...Nie gorącą, pachnącą olejkami kąpiel z pianą i herbatą obok. Tylko szybki prysznic, podczas którego wybiegam z łazienki i nasłuchuję czy dziecko się nie obudziło, nawet biorąc pod uwagę fakt, że elektroniczna niania jest w pokoju. To po prostu nieuzasadniony lęk matki. A makijaż? Pomalowanie czasem paznokci? Zwykły kwadrans na kanapie z kawą? To już w ogóle nie wchodzi w grę przy ciągle raczkującym czy biegającym wszędzie maluchu. Czasami nawet pozwolę synkowi wyrzucić już wszystkie garnki czy chochelki z szafki, żeby tylko mieć tą chwilę spokoju dla siebie. Dosłownie chwilę "świętego spokoju"... Dzieci mają to do siebie, że zabawki są raczej "be", ale za to w kuchennych szafkach są same skarby. No i ta właśnie matka, czyli ja - woli to wszystko potem sprzątać godzinę, ale mieć teraz tą jedną chwilę spokoju dla siebie. Chcę choć przez moment poczuć się piękna lub zrelaksowana. To naprawdę dodaje pewności siebie i wiary we własne siły na dalsze wyzwania. Piękna i (nawet trochę) zrelaksowana matka = szczęśliwa i zmotywowana matka.
Po trzecie - kwestia, jak ja to nazywam „wielbłąda". Gdy wychodzę gdziekolwiek z dzieckiem - nie mam czasu ani siły stroić się w piękne sukienki, płaszczyki, buty na wysokim obcasie, tylko często ubieram po prostu... dresy i trampki, mało tego - nie zabieram zwykle nawet swojej torebki tylko torbę wózkową z pieluchami, chusteczkami, butelkami, a w zimę dochodzi jeszcze termos, ubranka na zmianę, zapasowe rękawiczki i wiele, wiele innych. Przy dziecku trzeba mieć po prostu wszystko! Wiecie o tym. No i tak idę jak ten wielbłąd z dzieckiem, wózkiem i torbą cała zdyszana i spocona. Nie paraduję z rozpuszczonymi włosami w blasku słońca i spadających liści - jak to pokazane jest w mediach, które w taki sposób przedstawiają i wręcz „kolorują" te matki.
Napisałam swoją historię powtarzam - nie dlatego, żeby narzekać na macierzyństwo. Chcę pokazać - że macierzyństwo ma swoje blaski i cienie, i nie zawsze jest tak „słodko i pięknie", ale matka (nie z reklamy) jakoś musi sobie ze wszystkim radzić. I robi to!!! Mam ciągle różne wyzwania i dylematy, naprawdę się staram pokazywać swoją siłę i wytrwałość codziennym postępowaniem. Poświęcam wszystko czym jestem i co mam - dla synka, bo go kocham najbardziej na świecie :-) Chciałam się tym po prostu podzielić i napisać jak jest u mnie bo u Was drogie mamusie jest na pewno podobnie. Chciałabym także, abyście poczuły się naprawdę docenione i zdały sobie sprawę z tego jakie wyzwania codziennie podejmujecie, jakie bariery pokonujecie i jakie problemy rozwiązujecie. Matka to osoba o niesamowitej mocy i pomysłowości. Doceniam każda matkę, bo solidaryzuję się z Wami wszystkimi i Wy też doceńcie siebie i bądźcie z siebie dumne w głębi serca. Jesteśmy wielkie kochane mamusie!!! :-) Dziękuję za przeczytanie i zrozumienie. Pozdrawiam serdecznie Was wszystkie :-)
Sylwia Cichoń